Chajzerowska biel tuż po jakimś krzyku zostaje natychmiast rozerwana, niczym biała koszulka potraktowana szponami lwa. Lekko omamiony ujrzałem łąkę pełną stokrotek,
z domieszką żółto-niebieskich tulipanów. Krowy pasą się, a w oddali piękny krajobraz Alp.
I znowu stało się coś gwałtownego.
- Eksperyment z panem C. nie udał się, coś go wybudziło z działania proszku. - usłyszałem znajomy głos, jakby z telewizji. Ktoś, prawdopodobnie jego eksperyment wtrącił się:
- A może dodaliśmy za mało super tajnej substancji, której imienia nie wolno wymawiać?
- Zapomnij o tym. Och, dzieci wracają z meczu, uciekajmy do pralni.
Szedłem przez bezkresną łąkę, która za każdym krokiem niby powiększała się o ten właśnie przemierzony krok. Zerwałem kilka kwiatów, na takim zbiorowisku ich brak nawet nie zostanie zauważony. Wśród ciszy, może bez muczeń krowy usłyszałem dźwięk helikoptera.
-My na 70. rocznicę śmierci Bolesława Darirejre. Pan chce jechać?
Bez namysłu zgodziłem się. Wyrzucili drabinkę uplecioną z liny, po której zręcznie wszedłem do latającego wozu. Zapytałem się najpierw o miejsce, w którym się znajduję.
-Blisko Premany, Szwajcaria. Premana to całkiem ładna wioska, nie widział pan?
-Nie. Poddano mnie do jakiegoś eksperymentu, który był nagrywany na żywo w telewizji jako “naoczny świadek wybielenia monety”. Jednak…
Całą moją psychiką wstrząsnął błysk, i scena…
Idę przez korytarz. Długi, ciemny korytarz. Przechodzę obok studia Fakty, gdzie Kamil D. (mój kolega) ma jakieś problemy ze stołem i swoją jaźnią (rozmawia ze swoim kolegą duchem Rurkiem). Otwieram trzecie drzwi na prawo.
-Witam! - Zygmunt C. ucieszony zaprosił mnie do środka…. i koniec.
Wybudziłem się z tego potwornego flashbacku, i już lecę helikopterem.